Trochę się przeziębiłem i zapewne całe popołudnie spędziłbym w domu. Na szczęście przejaśniło się, chmury ustąpiły i pokazało się późnopopołudniowe słońce. Ciepłe barwy nie pozwoliły abym bezczynnie wyglądał zazdrośnie przez okno. Przemogłem się i wyszedłem choć na trzygodzinny spacer w okolicę. Z początku cel był niesprecyzowany. Z okolicznych akacji dobiegał intensywny zapach i drażnił nozdrza pomimo kataru. Zatem pomyślałem sobie, że dobrze by było odwiedzić Staw Trójkąt, który już opisywałem na blogu zimą. Teraz jest zupełnie inna sceneria i pewnie boczne światło ładnie by komponowało się z wodą. Jak pomyślałem tak zrobiłem.
A o to kilka spacerowych fotek ;)
Obok Galerii Plejada szykuje się jakaś kolejna inwestycja?
Młodzi wędkarze
Kwiatuszek wśród traw
Stawa Trójkąt
Czy widzicie to coś?
O każdej porze roku staw wygada inaczej
Oj ciekawe i fotogeniczne miejsce. Zapewne tu wrócę kiedyś wczesnym rankiem
Na terenie Bytomia takich stawów jest naprawdę dużo. Niektóre są młode i powstały niedawno na skutek osiadania terenu po eksploatacji węgla. Natomiast Staw Trójkąt tu już był przed I W. Światową.
Wszystkie ptaki wodne pouciekały
Śladem kolei do EC Miechowice wróciłem syty wrażeń do domu.
Dziękuję za uwagę i życzę udanego wieczoru.
niedziela, 25 maja 2014
czwartek, 22 maja 2014
Kobiernice - zamek Wołek
Kiedy oglądam wspaniałe foto-relacje z Egiptu z piramidami w tle, francuski Luwr lub zamki nad Loarą, czuję się trochę jak kapuśniaczek z poniższego wiersza Juliana Tuwima. Zapewne go jeszcze pamiętacie ze szkolnych lat. Nie wiele mam do zaproponowania z wielkich znanych i podziwianych obiektów znanych na całym świecie. Zatem pozwólcie, że zwrócę uwagę na to, co malutkie i nieznane.
"Kapuśniaczek"
Jak wesoły milion drobnych,wilgnych muszek,
Jakby z worków szarych mokry, mżący maczek,
Sypie się i skacze dżdżu wodnisty puszek,
Rośny pył jesienny, siwy kapuśniaczek.
Słabe to, maleńkie, ledwo samo kropi,
Nawet w blachy bębnić nie potrafi jeszcze.
Ot, młodziutki deszczyk, fruwające kropki,
Co by strasznie chciały być dorosłym deszczem.
Chciałyby ulewą lunąć w gromkiej burzy,
Miasto siec na ukos chlustającą chłostą,
W rynnach się rozpluskać,rozlać się w kałuży,
Szyby dziobać łzawą i zawiłą ospą ...
Tak to sobie marzy kapanina biedna,
Sił ostatkiem pusząc się w ostatnim dreszczu ...
Lecz cóż! Spójrz na drucie jeżdzi kropla jedna.
Już ją wróbel strząstął. Już po całym deszczu.
Julian Tuwim
Dzisiaj chcę Wam pokazać mało znaną i nic nieznaczącą obecnie ruinę, niemniej ta budowla rożni się od tych wszystkich największych znanych zamków. Dlaczego?
Otóż w tym jest cała tajemnica zamku Wołek i najbliższych okolicznych miejscowości.
Beskid Mały o wschodzie słońca.
Jadąc w tej chwili od ronda Kobiernicach w kierunku Żywca napotykamy zarośnięte strome wzgórze na prawym brzegu rzeki Soły. To właśnie tu, wybudowano opisywany zamek. Ponadto pomiędzy Bujakowskim Groniem i Palenicą, zaczyna się malowniczy przełom Soły w Beskidzie Małym.
Bukowski Groń i widoczna w głębi Złota Góra (Złota Górka) nad Brzezinką.
W Średniowieczu, gdy Żywiecczyzna była częścią księstwa oświęcimskiego (istniejącego od roku 1315), na Wołku zbudowano zamek. Stało się to w połowie XIV wieku za sprawą księcia oświęcimskiego Jana I Scholastyka, panującego w latach 1321 (1324) - 1372.
Zatem i my możemy „pochwalić się”, że na ziemiach Podbeskidzia grasowali
rycerze rozbójnicy czyli z niemiecka raubritterzy. Byli to rycerze lub
osoby z rycerskiego rodu, którzy zamiast strzec porządku na traktach
handlowych, przebiegających w pobliżu ich warownych siedzib, napadali na
przejeżdżających tymi szlakami kupców i wszelakich podróżnych. Pono
najbardziej dotknięte tą plagą były kraje niemieckie. Na ziemiach
polskich w większej liczbie pojawili się raubritterzy na Dolnym i Górnym
Śląsku. Najwięcej wiadomości o raubritterach pochodzi z okresu wojen
husyckich w XV w., kiedy panował duży chaos w polityce, idei,
gospodarce. Szczególnym powodzeniem wśród rabusiów cieszyły się tereny
pograniczne, zwłaszcza górzyste.
Takim raubritterskim zamkiem był przez pewien czas zamek w Barwałdzie, miejscowości leżącej na szlaku pomiędzy Kalwarią Zebrzydowską a Wadowicami. Do dziś oglądać tam można resztki ruin (zachowały się jedynie fundamenty oraz wały ziemne), a raczej zarośnięte wzgórze po zamku Barwałd, który wybudował książę oświęcimski Jan Scholastyk w I poł. XIV wieku dla ochrony granic księstwa. Tędy u podnóża barwałdzkiego zamku, przebiegała, granica Księstwa Oświęcimskiego, będąca zarazem granicą pomiędzy Czechami a Polską, księstwa śląskie bowiem weszły w skład Korony Czeskiej. Od strony polskiej, dla obrony szlaku handlowego z Węgier i granicy Królestwa Polskiego, Kazimierz Wielki wzniósł zamek lanckoroński.
Po burzliwym okresie ciągłych zmian własnościowych, po zagmatwanej transakcji, zamek kupił i trzymał żupnik krakowski, praktycznie w imieniu króla polskiego. Od 1445 albo 1447 roku, zamkiem barwałdzkim zaczął władać Włodek Skrzyński, herbu Łabędź, którego ród wywodził się z Wielkiego Skrzynna w radomskiem, a którego przodek Mszczuj brał udział w bitwie pod Grunwaldem. Na zamku panował ze swoją węgierską żoną Katarzyną, zwaną powszechnie Włodkową. Oboje byli także właścicielami zamku Wołek na lewym brzegu Soły, a najprawdopodobniej w tym czasie panowali również nad Żywcem i całą Żywiecczyzną.
Włodek i Włodkowa bogacili się rozbojem, napadali na kupców, organizowali liczne wyprawy łupiąc bliższe i dalsze miejscowości. Łupili również leżące po polskiej stronie wsie na Ziemi Krakowskiej. O ich wyczynach było głośno w tamtych czasach, tak, że nawet kronikarz Długosz pisał, iż „… hultaje i rozbójnicy podnieśli głowy i ludziom prawym wyrządzali krzywdy”. Barwałd cieszył się złą sławą, powszechnie żądano od króla, by Włodka i żonę jego dopuszczających się „wydzierstwa i rozbojów, a nie chcąc ulegać ani prawu, ani rozkazom królewskim" poskromił albo z Barwałdu wygnał. Ale władza centralna nie kwapiła się do usuwania z zamku złowrogiego małżeństwa. Pewnie dlatego, że Skrzyńscy w swoim procederze nie byli jedynymi. W proceder łupieski zaangażowani byli nawet najwyżsi dostojnicy, z podkomorzym krakowskim na czele.
Reżyserem poczynań Skrzyńskich miała być Katarzyna zwana Włodkową. Jej mąż podobno tylko wykonywał polecenia, i jak twierdzono był u niej raczej stróżem niż partnerem. I to jej imieniem, a nie męża, okoliczni mieszkańcy, górę wraz z zamkiem do dziś dnia nazywają „Włodkową".
Ostrzegający okrzyk DIE WLOKYNE KOMPT! - WŁODKOWA IDZIE! " budził w okolicy grozę. Każdy kto go usłyszał chował się czem prędzej gdzie mógł, by nie wpaść w ręce okrutnej kobiety. Włodkowa rywalizowała z mężczyznami w popisach siłowych. Potrafiła naciągnąć rękami każdy łuk i każdą kuszę, bez specjalnych przyrządów. Gdzieniegdzie opowiadano, że i podkowę potrafiła swymi niewieścimi rączkami naprostować. Należała do najlepiej jeżdżących konno w całej zbójeckiej kompanii. Doskonale władała bronią, a rzemiosło rycerskie było jej największą miłością. Porzucała je tylko na moment, kiedy rodziła kolejne dziecko.
Odwagą miała pono przerastać wszystkich wokół. W 1456 roku, najprawdopodobniej wkrótce po śmierci męża, sama stanęła na czele bandy łupiącej po drogach kupców. Najeżdżała zamki i wsie, uwożąc sute łupy. Słynnym jej dziełem była napaść na kilku więźniów właśnie wypuszczonych na wolność w Oświęcimiu, a którzy posiadali sporą sumę pieniędzy. Opowiadał o tym Długosz: „wysławszy swoich ludzi przeciw onym ośmiu zdrajcom, schwytanych w zasadzce ściąć kazała, i zabrać wszystko co im dane było, konie broń i pieniądze”
Włodkowa nie tylko łupiła i rabowała przejezdnych. Na zamku w Barwałdzie biła fałszywą monetę. Monety pochodzące z jej fałszerskiej mennicy miały gorszy, często schematyczny i nieczytelny rysunek oraz co najważniejsze, i Włodkowej przynoszące duży dochód, znacznie zmniejszoną zawartość srebra.
Najszerzej i najbarwniej źródła opowiadają o śmierci kobiety-rabusia, choć tak naprawdę nie wiemy jak owa niewiasta zginęła. Stało się to około roku 1462 , kiedy to padł oblegany zamek Barwałd, a Katarzyna została pojmana. Podobno wyprawa na Barwałd została zorganizowana ponieważ Włodek (a potem Włodkowa) popierał husytów. Romantyczna Legenda mówi, że Włodkowa odzyskała wolność, przeniosła się w inne ziemie i pędziła tam szczęśliwy żywot. Jedna z wersji śmierci atamanszy mówi, że Wlokyne została skazana. Nie za rozboje ale, za fałszowanie monety, a następnie została spalona na stosie na krakowskim rynku. Miejscowa tradycja podaje, że Katarzyna zginęła stoczona z góry Wołek w beczce nabijanej gwoździami.
Kronika oo. Bernardynów w Kalwarii opisuje pojmanie i śmierć Włodkowej. Król Kazimierz Jagiellończyk, zniecierpliwiony breweriami pani na Barwałdzie, rozkazał włodarzowi zamku lanckorońskiego, aby ją pojmał i oddał w ręce sądu. Dowiedziawszy się o tym Włodkowa postanowiła zgładzić lanckorońskiego prefekta. Zaprosiła go na ucztę, zamierzając upić i zgładzić ciosem sztyletu. Prefekt przybył sam, ale jego słudzy otoczyli zamek. Włodkowa przypuszczając, że prefekt jest wystarczająco pijany, uderzyła sztyletem w jego pierś. Sztylet ześliznął się po pancerzu. Słudzy prefekta uderzyli na zamek, Włodkowa i jej ludzie zostali pojmani, związani i zawiezieni do Krakowa, gdzie sporządzono stos.
W 1474 roku zamek znalazł się w rękach rodu Komorowskich herbu Korczak. Ci nie zrezygnowali z tradycyjnej barwałdzkiej działalności łupieskiej, przeciwnie, kultywowali ją. Nie to było jednak przyczyną upadku warowni. Upadła ona, gdy Mikołaj Komorowski wszedł w pakty z królem węgierskim Maciejem Korwinem i Krzyżakami. Zachodziła obawa, że zamek może dostać się w ręce węgierskie, a znajdował się w niebezpiecznej bliskości Krakowa. Wówczas z rozkazu króla Kazimierza Jagiellończyka, w 1477 roku, wojewoda sandomierski Jakób Dembiński zajął warownię i zburzył ją do fundamentów.
Ostatecznie spokój na tym terenie nastąpił z chwilą sprzedaży Księstwa Oświęcimskiego królowi Janowi Olbrachtowi w 1494 roku. Spokój niezupełny. Niekiedy odwiedzający ruiny zamku Barwałd słyszą dziwne głosy, jęki, śmiechy i nie do końca wiadomo czy jest to ułuda czy obecność złych duchów.
A oto co pozostało obecnie z warowni usytuowanej na Kopcu, do której dostęp nie był łatwy, natomiast widoki w kierunku doliny Soły był wyśmienite.
Do ruin prowadzi nieznaczna ścieżka przez łąkę.
Widok na Pogórze Śląskie.
Była sucha fosa.
Tak wyglądał zamek kiedyś.
Widać, ze trudno dostępny
Pozostały tylko fundamenty
I drzewa tu są mocne
Widok na Zasolnicę
Ruiny na tle Bujakowskiego Gronia
Bujakowski Groń
Przełom Soły pomiędzy Bukowskim Groniem a Zasolnicą
Widoczki
Nasi tu byli
Widać, że kiedyś tu był czerwony szlak
Buki tutaj mają niesamowite kształty
Do obecnych ruin można dojść lub dojechać z dwóch stron. Z Bujakowa, Kobiernic lub od strony Zawodzia, górska dróżką.
Mapa dla zmotoryzowanych.
Najlepiej jadąc z Wadowic do Bielska-Białej drogą nr 52 na rondzie w Kobiernicach trzeba skręcić w lewo na drogę nr 948. Nią jechać prosto około 1km. Po przejechaniu tego dystansu po prawej stronie drogi będzie pętla autobusowa z przystankiem. Tutaj należy skręcić w prawo w ul. Leśną i jechać cały czas krętą drogą asfaltową. Po jakimś czasie droga zacznie prowadzić pod górę i zmieni nazwę na ul. Górską. Należy jechać cały czas ul. Górską i NIE ZBACZAĆ ani w ul. Modrzewiową ani w inne boczne uliczki. W pewnym momencie droga wjedzie w las. Nie należy się tym przejmować, tylko konsekwentnie jechać przed siebie aż do rozwidlenia. Na owym rozwidleniu w lesie należy skręcić w lewo i trzymając się asfaltowej drogi jechać nią prosto aż do jej końca. Następnie jechać dalej na wprost, lecz tym razem drogą żwirową.
Mapka dla piechurów.
Po przejechaniu około 400m po żwirze pod górę, na szczycie wzniesienia zaparkować (ale tak, żeby nie utrudniać nikomu przejazdu) i iść w lewo, polną drogą do lasu. Po wejściu do lasu, trzymając się wydeptanej ścieżki, należy iść prosto, a później trochę w lewo. Po przejściu około 100m po prawej stronie będzie dobrze widoczne wzniesienie, bez drzew na szczycie, za to z widocznymi fragmentami murów. To tutaj. Wzniesienie nazywa się Kopiec.
"Kapuśniaczek"
Jak wesoły milion drobnych,wilgnych muszek,
Jakby z worków szarych mokry, mżący maczek,
Sypie się i skacze dżdżu wodnisty puszek,
Rośny pył jesienny, siwy kapuśniaczek.
Słabe to, maleńkie, ledwo samo kropi,
Nawet w blachy bębnić nie potrafi jeszcze.
Ot, młodziutki deszczyk, fruwające kropki,
Co by strasznie chciały być dorosłym deszczem.
Chciałyby ulewą lunąć w gromkiej burzy,
Miasto siec na ukos chlustającą chłostą,
W rynnach się rozpluskać,rozlać się w kałuży,
Szyby dziobać łzawą i zawiłą ospą ...
Tak to sobie marzy kapanina biedna,
Sił ostatkiem pusząc się w ostatnim dreszczu ...
Lecz cóż! Spójrz na drucie jeżdzi kropla jedna.
Już ją wróbel strząstął. Już po całym deszczu.
Julian Tuwim
Dzisiaj chcę Wam pokazać mało znaną i nic nieznaczącą obecnie ruinę, niemniej ta budowla rożni się od tych wszystkich największych znanych zamków. Dlaczego?
Otóż w tym jest cała tajemnica zamku Wołek i najbliższych okolicznych miejscowości.
Beskid Mały o wschodzie słońca.
Jadąc w tej chwili od ronda Kobiernicach w kierunku Żywca napotykamy zarośnięte strome wzgórze na prawym brzegu rzeki Soły. To właśnie tu, wybudowano opisywany zamek. Ponadto pomiędzy Bujakowskim Groniem i Palenicą, zaczyna się malowniczy przełom Soły w Beskidzie Małym.
Bukowski Groń i widoczna w głębi Złota Góra (Złota Górka) nad Brzezinką.
W Średniowieczu, gdy Żywiecczyzna była częścią księstwa oświęcimskiego (istniejącego od roku 1315), na Wołku zbudowano zamek. Stało się to w połowie XIV wieku za sprawą księcia oświęcimskiego Jana I Scholastyka, panującego w latach 1321 (1324) - 1372.
Panem na Wołku i Barwałdzie był właściciel Żywiecczyzny Włodek Skrzyński,
herbu Łabędź, ze swą żoną Katarzyną " ... wraz z innymi zbrodniarzami
z Żywca i Turzej Góry krainę oświęcimską łupiestwem i pustoszeniem
plądrowali i szkody czynili" pisał Andrzej Komoniecki w swojej
Chronografii.
Takim raubritterskim zamkiem był przez pewien czas zamek w Barwałdzie, miejscowości leżącej na szlaku pomiędzy Kalwarią Zebrzydowską a Wadowicami. Do dziś oglądać tam można resztki ruin (zachowały się jedynie fundamenty oraz wały ziemne), a raczej zarośnięte wzgórze po zamku Barwałd, który wybudował książę oświęcimski Jan Scholastyk w I poł. XIV wieku dla ochrony granic księstwa. Tędy u podnóża barwałdzkiego zamku, przebiegała, granica Księstwa Oświęcimskiego, będąca zarazem granicą pomiędzy Czechami a Polską, księstwa śląskie bowiem weszły w skład Korony Czeskiej. Od strony polskiej, dla obrony szlaku handlowego z Węgier i granicy Królestwa Polskiego, Kazimierz Wielki wzniósł zamek lanckoroński.
Po burzliwym okresie ciągłych zmian własnościowych, po zagmatwanej transakcji, zamek kupił i trzymał żupnik krakowski, praktycznie w imieniu króla polskiego. Od 1445 albo 1447 roku, zamkiem barwałdzkim zaczął władać Włodek Skrzyński, herbu Łabędź, którego ród wywodził się z Wielkiego Skrzynna w radomskiem, a którego przodek Mszczuj brał udział w bitwie pod Grunwaldem. Na zamku panował ze swoją węgierską żoną Katarzyną, zwaną powszechnie Włodkową. Oboje byli także właścicielami zamku Wołek na lewym brzegu Soły, a najprawdopodobniej w tym czasie panowali również nad Żywcem i całą Żywiecczyzną.
Włodek i Włodkowa bogacili się rozbojem, napadali na kupców, organizowali liczne wyprawy łupiąc bliższe i dalsze miejscowości. Łupili również leżące po polskiej stronie wsie na Ziemi Krakowskiej. O ich wyczynach było głośno w tamtych czasach, tak, że nawet kronikarz Długosz pisał, iż „… hultaje i rozbójnicy podnieśli głowy i ludziom prawym wyrządzali krzywdy”. Barwałd cieszył się złą sławą, powszechnie żądano od króla, by Włodka i żonę jego dopuszczających się „wydzierstwa i rozbojów, a nie chcąc ulegać ani prawu, ani rozkazom królewskim" poskromił albo z Barwałdu wygnał. Ale władza centralna nie kwapiła się do usuwania z zamku złowrogiego małżeństwa. Pewnie dlatego, że Skrzyńscy w swoim procederze nie byli jedynymi. W proceder łupieski zaangażowani byli nawet najwyżsi dostojnicy, z podkomorzym krakowskim na czele.
Reżyserem poczynań Skrzyńskich miała być Katarzyna zwana Włodkową. Jej mąż podobno tylko wykonywał polecenia, i jak twierdzono był u niej raczej stróżem niż partnerem. I to jej imieniem, a nie męża, okoliczni mieszkańcy, górę wraz z zamkiem do dziś dnia nazywają „Włodkową".
Ostrzegający okrzyk DIE WLOKYNE KOMPT! - WŁODKOWA IDZIE! " budził w okolicy grozę. Każdy kto go usłyszał chował się czem prędzej gdzie mógł, by nie wpaść w ręce okrutnej kobiety. Włodkowa rywalizowała z mężczyznami w popisach siłowych. Potrafiła naciągnąć rękami każdy łuk i każdą kuszę, bez specjalnych przyrządów. Gdzieniegdzie opowiadano, że i podkowę potrafiła swymi niewieścimi rączkami naprostować. Należała do najlepiej jeżdżących konno w całej zbójeckiej kompanii. Doskonale władała bronią, a rzemiosło rycerskie było jej największą miłością. Porzucała je tylko na moment, kiedy rodziła kolejne dziecko.
Odwagą miała pono przerastać wszystkich wokół. W 1456 roku, najprawdopodobniej wkrótce po śmierci męża, sama stanęła na czele bandy łupiącej po drogach kupców. Najeżdżała zamki i wsie, uwożąc sute łupy. Słynnym jej dziełem była napaść na kilku więźniów właśnie wypuszczonych na wolność w Oświęcimiu, a którzy posiadali sporą sumę pieniędzy. Opowiadał o tym Długosz: „wysławszy swoich ludzi przeciw onym ośmiu zdrajcom, schwytanych w zasadzce ściąć kazała, i zabrać wszystko co im dane było, konie broń i pieniądze”
Włodkowa nie tylko łupiła i rabowała przejezdnych. Na zamku w Barwałdzie biła fałszywą monetę. Monety pochodzące z jej fałszerskiej mennicy miały gorszy, często schematyczny i nieczytelny rysunek oraz co najważniejsze, i Włodkowej przynoszące duży dochód, znacznie zmniejszoną zawartość srebra.
Najszerzej i najbarwniej źródła opowiadają o śmierci kobiety-rabusia, choć tak naprawdę nie wiemy jak owa niewiasta zginęła. Stało się to około roku 1462 , kiedy to padł oblegany zamek Barwałd, a Katarzyna została pojmana. Podobno wyprawa na Barwałd została zorganizowana ponieważ Włodek (a potem Włodkowa) popierał husytów. Romantyczna Legenda mówi, że Włodkowa odzyskała wolność, przeniosła się w inne ziemie i pędziła tam szczęśliwy żywot. Jedna z wersji śmierci atamanszy mówi, że Wlokyne została skazana. Nie za rozboje ale, za fałszowanie monety, a następnie została spalona na stosie na krakowskim rynku. Miejscowa tradycja podaje, że Katarzyna zginęła stoczona z góry Wołek w beczce nabijanej gwoździami.
Kronika oo. Bernardynów w Kalwarii opisuje pojmanie i śmierć Włodkowej. Król Kazimierz Jagiellończyk, zniecierpliwiony breweriami pani na Barwałdzie, rozkazał włodarzowi zamku lanckorońskiego, aby ją pojmał i oddał w ręce sądu. Dowiedziawszy się o tym Włodkowa postanowiła zgładzić lanckorońskiego prefekta. Zaprosiła go na ucztę, zamierzając upić i zgładzić ciosem sztyletu. Prefekt przybył sam, ale jego słudzy otoczyli zamek. Włodkowa przypuszczając, że prefekt jest wystarczająco pijany, uderzyła sztyletem w jego pierś. Sztylet ześliznął się po pancerzu. Słudzy prefekta uderzyli na zamek, Włodkowa i jej ludzie zostali pojmani, związani i zawiezieni do Krakowa, gdzie sporządzono stos.
W 1474 roku zamek znalazł się w rękach rodu Komorowskich herbu Korczak. Ci nie zrezygnowali z tradycyjnej barwałdzkiej działalności łupieskiej, przeciwnie, kultywowali ją. Nie to było jednak przyczyną upadku warowni. Upadła ona, gdy Mikołaj Komorowski wszedł w pakty z królem węgierskim Maciejem Korwinem i Krzyżakami. Zachodziła obawa, że zamek może dostać się w ręce węgierskie, a znajdował się w niebezpiecznej bliskości Krakowa. Wówczas z rozkazu króla Kazimierza Jagiellończyka, w 1477 roku, wojewoda sandomierski Jakób Dembiński zajął warownię i zburzył ją do fundamentów.
Ostatecznie spokój na tym terenie nastąpił z chwilą sprzedaży Księstwa Oświęcimskiego królowi Janowi Olbrachtowi w 1494 roku. Spokój niezupełny. Niekiedy odwiedzający ruiny zamku Barwałd słyszą dziwne głosy, jęki, śmiechy i nie do końca wiadomo czy jest to ułuda czy obecność złych duchów.
A oto co pozostało obecnie z warowni usytuowanej na Kopcu, do której dostęp nie był łatwy, natomiast widoki w kierunku doliny Soły był wyśmienite.
Do ruin prowadzi nieznaczna ścieżka przez łąkę.
Widok na Pogórze Śląskie.
Była sucha fosa.
Tak wyglądał zamek kiedyś.
Widać, ze trudno dostępny
Pozostały tylko fundamenty
I drzewa tu są mocne
Widok na Zasolnicę
Ruiny na tle Bujakowskiego Gronia
Bujakowski Groń
Przełom Soły pomiędzy Bukowskim Groniem a Zasolnicą
Widoczki
Nasi tu byli
Widać, że kiedyś tu był czerwony szlak
Buki tutaj mają niesamowite kształty
Do obecnych ruin można dojść lub dojechać z dwóch stron. Z Bujakowa, Kobiernic lub od strony Zawodzia, górska dróżką.
Mapa dla zmotoryzowanych.
Najlepiej jadąc z Wadowic do Bielska-Białej drogą nr 52 na rondzie w Kobiernicach trzeba skręcić w lewo na drogę nr 948. Nią jechać prosto około 1km. Po przejechaniu tego dystansu po prawej stronie drogi będzie pętla autobusowa z przystankiem. Tutaj należy skręcić w prawo w ul. Leśną i jechać cały czas krętą drogą asfaltową. Po jakimś czasie droga zacznie prowadzić pod górę i zmieni nazwę na ul. Górską. Należy jechać cały czas ul. Górską i NIE ZBACZAĆ ani w ul. Modrzewiową ani w inne boczne uliczki. W pewnym momencie droga wjedzie w las. Nie należy się tym przejmować, tylko konsekwentnie jechać przed siebie aż do rozwidlenia. Na owym rozwidleniu w lesie należy skręcić w lewo i trzymając się asfaltowej drogi jechać nią prosto aż do jej końca. Następnie jechać dalej na wprost, lecz tym razem drogą żwirową.
Mapka dla piechurów.
Po przejechaniu około 400m po żwirze pod górę, na szczycie wzniesienia zaparkować (ale tak, żeby nie utrudniać nikomu przejazdu) i iść w lewo, polną drogą do lasu. Po wejściu do lasu, trzymając się wydeptanej ścieżki, należy iść prosto, a później trochę w lewo. Po przejściu około 100m po prawej stronie będzie dobrze widoczne wzniesienie, bez drzew na szczycie, za to z widocznymi fragmentami murów. To tutaj. Wzniesienie nazywa się Kopiec.
Jezioro Czanieckie, to zbudowany na Sole sztuczny zbiornik zaporowy, mający zapobiegać powodziom.
Widok spod Wołka w kierunku Porąbki i Bukowskiego Gronia. Jadąc do Kozubnika lub na górę Żar, warto choćby na chwilę skręcić z trasy i odwiedzić te niechlubna budowlę.
sobota, 17 maja 2014
Bytom - plener nad 'stawem północnym'
Odnoszę wrażenie, że najtrudniej jest pokonać stereotypy ukształtowane przez media. Najczęściej o Śląsku się mówi w kontekście upadłego przemysłu i związaną z tym patologią.
Natomiast miasta wchodzące w skład GOP-u postrzygane są jak trędowate. Szczególnie na skutek restrukturyzacji przemysłu źle postrzegany jest Bytom. To prawda, że jest tu jeszcze wiele do zrobienia, ale trudno w serze widzieć tylko dziury. Bytom ma wiele do zaoferowania mieszkańcom i przyjezdnym. Takim szczególnym i przyjaznym miejscem jest Park Miejski im. Franciszka Kachla.
Skwer z grupą rzeźb, tworzących, „Aleję Muz” autorstwa Tadeusza Sadowskiego. Można powiedzieć rzeźbiarz pokochał Bytom, ponieważ tu zostawił po sobie wiele pamiątek. W samym parku jest ich wiele. Ale o tym może kiedy indziej
Teren Parku Miejskiego został wpisany do rejestru zabytków w dniu
19.05.1992r. przez Wojewódzkiego Konserwatora
Zabytków w Katowicach. Dzięki temu może znajdzie się więcej środków na rewitalizację i utrzymanie parku.
Park ten, w okresie międzywojennym uznawany za najpiękniejszy na całym Śląsku po parku Szczytnickim we Wrocławiu, jest dziś tylko cieniem dawnej świetności, mimo to jest nadal miejscem gdzie mieszkańcy Bytomia chętnie spędzają wolny czas.
Łączy on nowoczesne rozwiązania, a jednocześnie nawiązuje do aspektów zabytkowych XIX wiecznego parku. Układ parku zaliczyć można jako swobodny, ścieżki w układzie promienistym, z obrysem zbliżonym do trójkąta. W obrębie parku znajdują się trzy stawy, z których 2 połączone są ze sobą groblą oraz szereg infrastruktury parkowej związanej nierozerwalnie z jego bogatą historią.
Drzewa i krzewy występują w skupinach podkreślających ciągi piesze. Między nimi występują wolne przestrzenie. Występują tu takie gatunki jak: dąb korkowy, tulipanowiec, buk pospolity „strzępolistny”, lipa, wiąz górski, platan, wiąz szypułkowy, iglicznia trójcierniowa, cis zwyczajny, choina kanadyjska, sosna czarna, modrzew.Park nie jest ogrodzony, dzięki czemu z każdej strony jest łatwy dostęp do niego
Park Miejski im. F. Kachla zajmuje
powierzchnię 34,9 ha, a na jego obszarze znajdują się m.in. grecki
zakątek, rozarium, muszla koncertowa, dwa place zabaw, kąpielisko,
fontanna, altany i wydzielone miejsca do gry w szachy oraz dwa zbiorniki
wodne tj. staw północny i staw południowy. Od kilku lat na terenie
parku Gmina Bytom prowadzi działania rewaloryzacyjne, mające na celu
przywrócenie mu dawnej świetności.
Staw północny jest położony na obrzeżach
parku, w bezpośrednim sąsiedztwie dużego osiedla mieszkaniowego przy
ul. Olimpijskiej. Efekt jego przebudowy jest szczególnie znaczący dla
mieszkańców tego osiedla, którzy stanowią grupę najczęściej odwiedzającą
park, ze względu na poprawę walorów estetycznych i krajobrazowych tego
miejsca.
Dlatego chce Wam pokazać kilka jesiennych zdjęć z nad stawu północnego. To tutaj przyjeżdżają często młode pary na plenery ślubne.
Widok od strony ul. Olimpijskiej
Jeden z mostków
Wcześniej staw był pod opieka wędkarzy, teraz stał się miejscem odpoczynku dla wszystkich
Rzeźba Pegaza obok ul. Chrzanowskiego
Pamiątka po byłym amfiteatrze.
W tej chwili cała budowla została wyburzona i trwa wznoszenie nowego amfiteatru. Miejsce jest bardzo urocze. Zobaczymy co przyniesie nowe? Po za tym trwają przygotowania do czyszczenia i rewitalizacji stawu południowego, który już przed wojną służył jako centrum rekreacyjne dla mieszkańców Bytomia. Na ten temat tez już pisałem w jednym z postów.
Pocztówka ukazująca park w Bytomiu przed wojną. Pomnik Bismarcka uszkodzony spoczywa pod ziemią. W ubiegłym roku podczas prac renowacyjnych natrafiono na jego części, ale z niewyjaśnionych do końca powodów nic z tym nie zrobiono. Koparka wykopała dół i spoczął z powrotem na swoim miejscu. Może przyjdą lepsze jeszcze lepsze czasy na Bismarcka?
Źródła: mzdim.bytom.pl
Subskrybuj:
Posty (Atom)