niedziela, 26 czerwca 2016

Rogoźnik - Szamotownia


Zanim będzie mowa o atrakcjach Rogoźnika, chciałbym nieco wspomnieć o przodującym zakładzie pracy, dzięki któremu miejscowa społeczność czuła się bezpiecznie i mogła realizować swoje ludzkie potrzeby. Pomimo tego, że jest to tylko wioska, ale tu ludzie żyli dostatnio. Co więcej, w najbliższym otoczeniu jest potężny park  z trzema zbiornikami wodnymi, świetnie nadającymi się do wypoczynku i uprawiania rożnych sportów.  W tej chwili cześć obiektów podupadła wraz z likwidacją zakładów pracy, którzy byli ich gestorami. 


Pozostałość po atrakcjach, kiedy całym ośrodkiem "Rogoźnik" zawiadywała Huta Katowice.


Obecna ruina po RZMO

Historia „szamotowni” rozpoczęła się w roku 1921, kiedy to Towarzystwo Przemysłowe „Saturn” S.A. w Czeladzi i ówczesny właściciel Rogoźnika wybudowali na jej gruntach cegielnię, wykorzystując do produkcji cegieł miejscowe zasoby gliny.
Początkowo przedsiębiorstwo produkowało cegły budowlane, dopiero od 1936, na potrzeby pobliskich hut, rozpoczęto produkcję wyrobów szamotowych.


Po II wojnie światowej zakład upaństwowiono, przebudowano i zmodernizowano. Pierwszą powojenną inwestycją była budowa własnej normalnotorowej bocznicy kolejowej. W 1951r. przyjął nazwę Rogoźnickie Zakłady Materiałów Ogniotrwałych i został wpisany do rejestru przedsiębiorstw. 15 lat później przedsiębiorstwo przejęło od Częstochowskich ZMO zakład produkcyjny w Łazach k/Zawiercia, który wraz z RZMO przyłączono go Gliwickich Zakładów Materiałów Ogniotrwałych w 1980r.




Hala główna 

Z historią „szamotowni” nierozerwalnie związane są dzieje Osiedla Robotniczego, w którym zamieszkali pochodzący z różnych stron Polski pracownicy zakładu. Pierwsze obiekty mieszkalne wybudowano już w latach 40-tych; było to 6 parterowych budynków dwurodzinnych. W kolejnych latach osiedle powiększało się o wielorodzinne domu jedno- i kilkupiętrowe. RZMO wywarły także ogromny wpływ na rozwój Rogoźnika – brały udział w przebudowie nawierzchni i modernizacji
oświetlenia ulic Rogoźnika, wspierały budowę nowej szkoły, ośrodka sportowo-wypoczynkowego, sprawowały opiekę nad przedszkolem i szkołą.


Tuż obok była keja i pomost.






Pozostałości po starej restauracji i przystani.


Zbiornik nr. 2



Pozostałości po fabryce GZMO 



Dzieje „szamotowni” kończą się na roku 1999. Dziś pozostały po niej tylko ruiny.


Więcej na temat Rogoźnika zostanie opublikowane w innym poście.

W materiale wykorzystano fragmenty tekstu p. Joanny Możdżeń-Mieczyńskiej o historii GZMO Zakładu Produkcyjnego w Rogoźniku

Zródła: zsrogoznik.edu.pl

wtorek, 14 czerwca 2016

Miechowice - kolorowe stawy

Wielu mieszkańców naszego regionu narzeka, że  Śląsk to mało atrakcyjny region do wypoczynku  i rekreacji. Już wielokrotnie pokazywałem na blogu, że takie opinie nie do końca są zgodne z prawdą, gdyż wystarczy wyjść z domu i przekonać się, że kilkaset metrów dalej istnieje kraina  niczym z bajki. 

Zapraszam na króciutką wycieczkę nad miechowickie stawy. Wszystkich jest ich tu aż 7. Oczywiście najbardziej rzuca się w oczy ten największy, ale te mniejsze wcale nie są mniej urokliwe. 


























































Zapraszam również do innych wątków o miechowickich atrakcjach :) 
Chociażby: Miechowice - po spokój do lasu i nad stawyBytom - miechowickie uroczyska 


piątek, 10 czerwca 2016

Góry Opawskie - życie za wolność

Wielokrotnie już pisałem o wspaniałych atutach Gór Opawskich. O widokach z Biskupiej Kopy można było przeczytać w wątku: Góry Opawskie - na Biskupią Kopę, natomiast o walorach przyrodniczych i innych ciekawostkach w temacie: Rezerwat - Cicha Dolina. Niemniej jednak, Góry Opawskie mają też swoją historię oraz sensacyjne wydarzenia, które przez dziesiątki lat skrywane były tajemnicą i stały się tematem tabu. Dopiero sześć lat temu   nieśmiało zaczęło się mówić o tym,  co wydarzyło się  60 lat temu w okolicach Pokrzywnej i Jarnołtówka.  


Widok od strony Czapki w kierunku Biskupiej Kopy 


Tuż poniżej, na północnym stoku Biskupiej Kopy usytuowana jest wojskowa wieża obserwacyjna należąca wcześniej do WOP.

Z uwagi na duże zalesienie i trudny, górski charakter, teren ten był wyjątkowo pilnie strzeżony. Dodatkowo stosowano druciane zasieki  oraz inne zabezpieczenia pod napięciem. Patrolom często towarzyszyły psy. W zasadzie wszystkie próby ucieczki z Polski kończyły się fiaskiem. Jednak cały czas zdarzały się pomysły sforsowania tych zabezpieczeń. O tym szczególnym desperackim kroku chcę Wam dzisiaj przypomnieć.  

Po raz pierwszy  światło na ten temat rzucił lokalny Tygodnik Prudnicki, a potem Dziennik Zachodni i Gazeta Wyborcza. Opis tamtych wydarzeń w wymienionych publikacjach w zasadzie jest bardzo do siebie podobny. 


Najbardziej jednak poruszył mnie artykuł opublikowany w Gazecie Wyborczej pod tytułem "Sierżant Kępa ucieka na Zachód"

Przenieśmy się zatem do tego sławetnego i zimnego dnia w  marcu 1951 r. 

Alarm ze strażnic Wojsk Ochrony Pogranicza na Opolszczyźnie stawia na nogi dowództwa armii polskiej i czechosłowackiej. W nocy przez granicę uciekła grupa uzbrojonych polskich żołnierzy.

Starszy sierżant Jan Kępa, zastępca dowódcy ds. zwiadu strażnicy WOP w Pokrzywnej, organizator ucieczki do Austrii. 


Do Pokrzywnej trafił w 1950 roku po odbyciu kursu oficerów zwiadu w Centrum Wyszkolenia Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego w Legionowie. Od mieszkańców terenów przygranicznych, głównie przesiedleńców z Kresów, miał zdobywać informacje dla zwiadu WOP. Po kilku miesiącach postanowił zdezerterować, bo - jak potem mówił - znienawidził swoją pracę, gdy doszedł do wniosku, że nie pracuje dla Polski, lecz dla Sowietów. W styczniu 1951 roku zgubił pistolet - obawa przed konsekwencjami przyspieszyła decyzję o dezercji. 

Jest 13 marca 1951 r. Sierżant Pietruszewski wpada rano do sztabu brygady. Wokół śniegi i siarczysty mróz, a on w samym mundurze, bez płaszcza. - Co jest, sierżancie?! - pytają oficerowie 45. Batalionu Wojsk Ochrony Pogranicza w Prudniku. 


Starszy sierżant Jan Kępa - zastępca dowódcy ds. zwiadu strażnicy WOP w Pokrzywnej. [żródło - Gazeta Wyborcza]

- Nie wrócił patrol, który wczoraj o ósmej wyszedł na służbę wartowniczą ze strażnicy 222a, znaczy z Pokrzywnej - melduje.

- Wyślijcie patrol alarmowy.


- Wysłałem, zgodnie z procedurą... Jak tylko się zorientowałem... Odnaleźli ślady kilku osób... Przez granicę... Do Czechów. 


Za chwilę w sztabie dzwoni telefon. Dowódca strażnicy nr 222b w Jarnołtówku melduje, że także u niego brakuje trzech żołnierzy. 


Historia ucieczki Polaka udającego Żyda: 

Niewygodny. Portret zmarłego w maju Bolesława Sulika

Uciekinierzy


Pułkownik Michał Hakman, dowódca 4. Brygady WOP w Gliwicach, szykuje się do wyjazdu służbowego, gdy dzwoni telefon z Prudnika. Odbiera meldunek i błyskawicznie wydaje rozkazy: - Zarządźcie alarm w batalionie. Na strażnicę wyślijcie grupę pościgową: 40 ludzi z psami, niech idą śladami uciekinierów. Powiadomcie władze czechosłowackie. I przygotujcie na południe pokój na odprawę. Będą oficerowie z Warszawy. 




Pomost wartowniczy nad linią kolejową biegnącą przy dawnej granicy polsko-czechosłowackiej w Nowej Wsi (obecnie Wieszczyna).


Pomost wartowniczy nad linią kolejową biegnącą przy dawnej granicy polsko-czechosłowackiej w Nowej Wsi (obecnie Wieszczyna). Tu uciekinierzy przekroczyli granicę. Ścigający dezerterów patrol znalazł przy torach ślady czterech osób zmierzających do Czechosłowacji, fot. Andrzej Dereń/Tygodnik Prudnicki

O godz. 12 w sztabie batalionu w Prudniku są już poza Hakmanem pułkownicy Stefan Sobczak (zastępca dowódcy WOP ds. zwiadu), Beniamin Pankow i Marian Łukasik.

- Starszy sierżant Jan Kępa, zastępca dowódcy ds. zwiadu na strażnicy w Pokrzywnej, wraz z sześcioma żołnierzami i zatrudnioną na strażnicy praczką uciekli przez granicę - mówi Hakman. - Zabrali dwa pistolety TT, dwa pistolety maszynowe, osiem granatów obronnych, sześć zaczepnych i amunicję do pistoletów. 


- Co wiemy o tym Kępie? - pyta Sobczak. 


Oficer sztabowy batalionu wyrzuca z siebie jednym tchem: - Rocznik 1928, ze Skorczyc w woj. lubelskim. Siedem klas szkoły powszechnej. W 1949 r. powołany do wojska. Przełożeni chwalili go w raportach. Zaproponowano mu przejście do organów zwiadu. Uznano, że jest dobrym materiałem na oficera...


- Miał właściwe pochodzenie klasowe: syn chłopa małorolnego - dodaje pułkownik Hakman. - Swój awans zawdzięczał wyłącznie i całkowicie wojsku. Ukończył kurs oficerów zwiadu w Centrum Wyszkolenia Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego w Legionowie. 


- Jakie miał tu zadania? - dopytuje Sobczak. 


- Otrzymał przydział do strażnicy w Pokrzywnej jako zastępca dowódcy ds. zwiadu. Miał zbierać informacje i pozyskiwać współpracowników wśród ludności terenów przygranicznych: mieszkańców Pokrzywnej, Moszczanki i Łąki - odpowiada oficer sztabowy.


- A ci, co z nim poszli? - dopytuje Hakman.


- Mają po 22 lub 23 lata, pochodzą z terenów wschodnich. Przeważnie cztery klasy szkoły powszechnej, z biednych rodzin chłopskich lub robotniczych. To kucharz strażnicy w Pokrzywnej, starszy strzelec Zenon Majchrzak, strzelcy Józef Gałuszewski, Józef Waszkiewicz z tej samej strażnicy oraz Józef Staniszewski, Karol Olszewski i Henryk Stańczak ze strażnicy w Jarnołtówku. Jest też z nimi Waleria Kaczor. Związała się z Majchrzakiem. Zna niemiecki - kończy oficer sztabu. 


PRL dawał szanse szybkiego awansu społecznego: Wałęsowie - podróż przez PRL


Polowanie


Dowództwo wysyła za uciekinierami grupy operacyjne z Pułku Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego w Katowicach, z Pułku KBW w Prudniku oraz z 44. i 45. Batalionu WOP. W sumie 463 ludzi. Czechosłowacy rzucają w rejon ucieczki straż graniczną i milicję, a po pewnym czasie także wojsko.


Dodatkowo funkcjonariusze UB i milicji z Opola obstawiają stacje kolejowe, przystanki autobusowe i skrzyżowania dróg z poleceniem kontroli, zwłaszcza wojskowych. Do miejsc zamieszkania uciekinierów jadą patrole. 


Wkrótce do sztabu zaczynają napływać meldunki: Psy tropiące doprowadziły pościg do wsi Damaszek między Jindrzichovem a Trzemeszną i tam straciły ślad. Czechosłowacki patrol natknął się pod Jindrzichovem na grupę żołnierzy. Prawdopodobnie to oni. Zdołali się ukryć w lesie. 


Kępę rozpoznał na fotografii gospodarz spod Jindrzichova, do którego domu Kępa wszedł wraz z dwoma żołnierzami. Zażądali, aby zaprzągł konie i odwiózł ich furmanką dalej od granicy. Czech odmówił, choć grozili mu bronią. 


Z kolejnego dnia: W nocy grupa Kępy dotarła do leśniczówki w Buczavce. Tam przespali się w stodole u leśniczego Frantiszka Premusa, który ich nakarmił i dał im mapę. 


Z wieczora kolejnego dnia: Na szosie Mesto Albrechtice - Herzmanovice dostrzegł ich patrol czechosłowackiej milicji i otworzył ogień. Uciekinierzy odpowiedzieli strzałami i rzucili dwa granaty, które nie wybuchły, gdyż były nieodbezpieczone. Wojsko czechosłowackie przystępuje do przeczesywania okolicznych lasów. 


Zawracamy, nie mamy sił 

W tym czasie uciekinierzy postanawiają rozpalić ognisko i zdecydować co dalej. Po strzelaninie z czechosłowackim patrolem - to ich pierwsza prawdziwa walka - większość jest podekscytowana. Starszy sierżant Jan Kępa, inicjator ucieczki, chce ją kontynuować. Myślał o ucieczce na Zachód już dawno. 


Wraz z kucharzem strażnicy w Pokrzywnej, starszym strzelcem Zenonem Majchrzakiem zaplanowali, jak przedostać się do amerykańskiej strefy okupacyjnej w Austrii. Wtajemniczyli kolegów, którzy zdecydowali się przyłączyć. Majchrzak zabrał też swą dziewczynę Walerię. 


Kępa nie chce słyszeć o powrocie. - Słyszeliście wiele razy, co mówią ludzie, których kazano nam szpiegować i na nich donosić. Polska jest pod okupacją Sowietów. My nie pracowaliśmy dla Polski, tylko wykonywaliśmy dyrektywy Moskwy. Naprawdę chcecie do tego wrócić? - pyta.



Teraz, po trzech dniach marszu, są bardzo znużeni, głodni i zziębnięci. Majchrzak chce wracać. - Depczą nam po piętach, domyślili się, gdzie idziemy, na pewno będą na nas czekać, jak wyjdziemy z tego lasu - przekonuje resztę. Podobnego zdania jest Gałuszewski.


Kępa nie chce o tym słyszeć. - Słyszeliście wiele razy, co mówią ludzie, których kazano nam szpiegować i na nich donosić. Słyszeliście, co mówią w radiu, które nam puszczali. Polska jest pod okupacją Sowietów. My nie pracowaliśmy dla Polski, tylko wykonywaliśmy dyrektywy Moskwy. Naprawdę chcecie do tego wrócić? - pyta. 


Nie chcą. Gałuszewski zauważa jednak, że pościg się nie spodziewa, iż zawrócą, więc byłaby szansa na umknięcie. Kępa przyznaje mu rację. - Wracamy do Polski i przeczekamy w bezpiecznym miejscu, a potem spróbujemy przez granicę zachodnią - decyduje. Wszyscy się na to zgadzają. 


Ale nazajutrz, 16 marca, budzą ich dobiegające głosy czechosłowackich żołnierzy. Majchrzak i Waleria Kaczor mają dość. - Dalej nie idziemy - oznajmiają. Gałuszewski zostaje z nimi. Pozostała piątka ucieka przed siebie. Jeden z patroli zauważa zbiegów i rusza w pogoń, która trwa całą noc. Rankiem 17 marca wycieńczeni uciekinierzy poddają się bez walki.


Tymczasem pozostała trójka, o dziwo, unika schwytania. Zmierzają ku granicy. Idą cały dzień. - Nie dam już rady - oznajmia wieczorem Waleria Kaczor. - Wejdę do wioski po coś do jedzenia, kobiecie dadzą - przekonuje kolegów. Majchrzak z Gałuszewskim ze skraju lasu obserwują, jak wchodzi do jednego z czeskich domostw, z którego niebawem wychodzi gospodarz i się oddala. Za chwilę wraca z uzbrojonymi żołnierzami. Majchrzak i Gałuszewski, widząc to, uciekają w las. Wieczorem, słaniając się na nogach, docierają do granicy w pobliżu przełęczy pod Kopą Biskupią. Tu około północy wpadają na patrol WOP. 


Majchrzak wyrywa się żołnierzom i znika w lesie. Godzinę później zauważa go jednak patrol KBW i strzela w jego kierunku. Majchrzak pada na kolana i podnosi ręce do góry.


Skazać pokazowo, ale po cichu 


Dochodzenie prowadzi Wojskowa Prokuratura Rejonowa w Katowicach pod nadzorem Naczelnej Prokuratury Wojskowej. Powiatowe UB w Prudniku rozpracowuje mieszkańców Moszczanki, u których Kępa słuchał zagranicznych rozgłośni i rozmawiał na zakazane tematy. Dodatkowo aresztowany zostaje też strzelec Marian Woźniak ze strażnicy w Pokrzywnej. Za to, że wiedział o przygotowywanej ucieczce i nie doniósł władzom. 


Każdy mógł stać się wrogiem PRL: Zduszona rewolucja inżyniera Karpińskiego



Na początku maja śledczy spotykają się na naradzie w Warszawie. Szef Wydziału IV Naczelnej Prokuratury Wojskowej ppłk Karol Johan zarządza rozprawę pokazową ze względu na wagę sprawy. Ale bez udziału publiczności - mają się dowiedzieć tylko wojskowi. 


- Macie jednoznacznie wykazać, że wszyscy bez wyjątku oskarżeni byli wrogami Polski Ludowej, jej sojuszników i całego obozu postępu. I doprowadzić do surowego ukarania, żeby innym odechciało się podobnych rzeczy - nakazuje prokuratorom. 


- Z wykazaniem winy nie będzie problemu - zauważa prokurator kpt. Stefan Ziółek. - Znaleźliśmy przy Kępie jego niewysłany list. 


Kochani Rodzice. Już dziś wieczorem wraz z sześcioma kolegami z bronią opuszczamy swoją jednostkę i udajemy się do Niemiec Zachodnich. Wiecie, że dotychczas pracowałem w kontrwywiadzie. Musiałem bez ustanku typować i werbować agenturę oraz przyjmować od niej meldunki, mimo że wykonywałem to z wielkim wstrętem. Nie chcę być tajnym psem w interesie Moskwy. Mam już po same uszy tej brudnej pracy. Kochani Rodzice, proszę nie martwić się o mnie. Może Bóg da, że wybrniemy szczęśliwie. Wiem, że będą próbowali Wam dokuczyć. Musicie jakoś wytrzymać. Zresztą i tak długo nie potrwa dzisiejsza rzeczywistość, a wówczas my damy się we znaki komunistycznym pachołkom. Zaraz po przybyciu na miejsce postaram się dać znak o sobie. O Was, kochani Rodzice, nie zapomnę. Przekonacie się o tym. Żegnam. Janek.


W akcie oskarżenia wiceprokurator Naczelnej Prokuratury Wojskowej mjr Henryk Ligięza stawia trzy podstawowe zarzuty: 

- zabór broni ze składu wojskowego, 
- ucieczka za granicę przez tereny Czechosłowacji w kierunku amerykańskiej strefy okupacyjnej w Austrii celem oddania się do dyspozycji władz amerykańskich, 
- dopuszczenie się gwałtownego zamachu przy użyciu broni palnej na jednostkę sił zbrojnych sprzymierzonych w ten sposób, że natknąwszy się na patrol żołnierzy czeskich, strzelali do nich.

Woźniak odpowiada za to, że "mając wiadomość, nie doniósł o tym władzy", a Kaczor - za udzielanie pomocy uciekinierom.


Najpokorniejsza prośba


Rozprawa odbywa się 16 maja 1951 przed Wojskowym Sądem Rejonowym w Katowicach na sesji wyjazdowej w Gliwicach. Na sali tylko zawodowi żołnierze WOP oraz rodziny oskarżonych. Przewodniczącym składu sędziowskiego jest mjr Karol Wystrychowski. Na pytanie, dlaczego chcieli uciec, odpowiadają, że głównie dlatego, że mieli nadzieję na lepsze życie za granicą.


Kępa: - Kształciłem się na krawca, chciałem w Wiedniu szyć modne ubrania. Gałuszewski i Waszkiewicz: - Uwierzyliśmy Kępie, był dla nas autorytetem. Majchrzak: - Janek jest moim przyjacielem, przekonał mnie. 


Kaczor: - Miałam nadzieję, że Majchrzak się ze mną ożeni.


Po jednodniowym procesie zapada wyrok skazujący Kępę, Majchrzaka, Olszewskiego i Staniszewskiego na karę śmierci, Stańczaka i Gałuszewskiego - na 15 lat, Waszkiewicza i Kaczor - na 10 lat, a Woźniaka - na dwa lata.


- Oskarżeni opuścili z bronią w ręku jednostkę wojskową i przeszli na drogę nieprzyjaciela, do obozu wrogiego Polsce, żeby wzmóc wrogie Polsce siły, burzyć to, co miliony rąk ludzi pracy budowały. Targnęli się na życie żołnierzy czechosłowackich, braci i sojuszników Polski Ludowej. Sąd, mając na uwadze wybitnie wrogie nastawienie oskarżonych Kępy, Majchrzaka, Olszewskiego i Staniszewskiego, wymierzył im najwyższy przewidziany ustawą wymiar kary - uzasadnia sędzia.


Prokurator żąda kary śmierci dla sieemnastolatki: Stalinowski mord sądowy


Film o Stanisławie Skalskim, zasłużonym lotniku okresu II wojny światowej, aresztowanym pod fałszywym zarzutem szpiegostwa i skazanym przez sąd PRL.


Wszyscy skazani odwołują się do drugiej instancji. Ale Najwyższy Sąd Wojskowy zamienia tylko Staniszewskiemu i Olszewskiemu kary śmierci na kary dożywotniego więzienia.


Kępa i Majchrzak zwracają się jeszcze o łaskę do prezydenta Bolesława Bieruta. Piszą też do niego bliscy skazanych na śmierć. Rodzice Jana Kępy: Najpokorniejsza prośba o Łaskę. Z powodzi łez i przepaści naszego bólu wewnętrznego podnosimy nasz głos nieśmiały aż do Głowy Państwa, błagając niewymownie żarliwie o Ratunek dla naszego syna Jana Kępy. Syn nasz jest młodzieńcem dobrego serca i bujnego temperamentu, a na bujnej roli łatwo chwasty i zielska wyrastają. Niech dotychczasowe, druzgocące przejścia i więzienie posłużą mu za naukę na zawsze, a Ty, Najdostojniejszy Obywatelu Prezydencie Rzplitej Polskiej, racz łaskawie uchylić wyrok śmierci. Matka, która już ciężko zapadła, najpewniej nie przeżyje śmierci syna. A ojciec - jest rzeczą najmożliwszą, że pójdzie wkrótce w jej ślady. Obywatel Prezydent niech raczy spojrzeć na nas nieszczęśliwych z tego punktu obserwacji, jakim jest wyczekiwanie śmierci własnego dziecka.


Prośbę o łaskę do Bieruta piszą także mieszkańcy gromad Skorczyce i Urzędów, skąd pochodził Kępa. 141 ludzi wykazuje się nie lada odwagą, podpisując się imieniem i nazwiskiem pod zdaniem: ''Znany nam był jako dobry sąsiad, a przede wszystkim jako dobry obywatel''.


Szukając ratunku, rodzice Kępy docierają do siostry Bieruta. Matka przywódcy ucieczki całuje ją po rękach i błaga o pomoc. Nadaremnie.


Skład sądzący w swej opinii dla Bieruta pisze: "Ze względu na kierujący udział w spisku, zbrodniczą działalność i bezwzględnie wrogie nastawienie do Polski Ludowej skazany Kępa Jan na ułaskawienie nie zasługuje".


Również naczelnik więzienia w Bytomiu już po pięciu dniach pobytu Kępy pisze: "Wrogość do obecnego ustroju jest w nim głęboko zakorzeniona. Zdezerterował z wojska tylko w tym celu, gdyż żył i będzie żył nadzieją trzeciej wojny światowej".


Bierut zamienia Majchrzakowi karę śmierci na dożywocie. W sprawie Kępy decyduje się z prawa łaski nie skorzystać. 


W ostatnim liście do rodziców Jan Kępa pisze krótko: Ślę Wam serdeczne podziękowanie za szczere serce Rodzicielskie. Proszę nie martwić się o mnie, tylko zapomnieć.


28 sierpnia 1951 o godzinie 5.55 w więzieniu w Bytomiu Jan Kępa zostaje rozstrzelany. Jego ciało nie zostaje wydane rodzinie. - Nigdy się pan nie dowie, gdzie leżą zwłoki pana syna - oświadcza ojcu Kępy prokurator Ligięza.


Po odwilży


Pozostali uciekinierzy odbywają kary w więzieniach na terenie całego kraju: w Bytomiu, Cieszynie, Sieradzu, Strzelcach Opolskich, Sosnowcu i we Wronkach. Kaczor w więzieniu kobiecym w Fordonie. Woźniak trafia do Ośrodka Pracy w Milowicach. Wychodzą stopniowo na wolność wraz z odwilżą 1956 r. 


Bezwzględnie natomiast potraktowany zostaje w Czechosłowacji Frantiszek Premus, leśniczy z Buczavki, który udzielił uciekinierom schronienia. W 1951 r. zostaje skazany na 15 lat więzienia. Wychodzi dopiero w roku 1961, gdy polscy uciekinierzy już od lat są na wolności. Jest schorowany, umiera dwa lata później.


W 1984 r. rodzinie Jana Kępy udaje się ustalić miejsce jego pochówku. Szczątki zostają ekshumowane z cmentarza w Bytomiu i przeniesione do Poznania.


14 listopada 2000 r. Izba Wojskowa Sądu Najwyższego w Warszawie, rozpatrując kasację wniesioną na wniosek Mariana Woźniaka przez naczelnego prokuratora wojskowego, stwierdza, że czyny oskarżonych uciekinierów "zostały zakwalifikowane w sposób rażąco błędny".


Sąd Najwyższy uchyla częściowo orzeczenia i uniewinnia niektórych skazanych od części stawianych im zarzutów, a wobec innych postępowanie umarza. 


Korzystałem z tekstu Adama Lutogniewskiego pt. "Ucieczka" z "Karty" nr 46 oraz z publikacji płk. Stefana Gacka "Górnośląska Brygada WOP. Rys historyczny 1945-1991" i Władysława Tkaczewa "Organa informacji Wojska Polskiego". Dialogi na podstawie akt sprawy. Materiały dzięki uprzejmości Adama Lutogniewskiego.


Tomasz Strzyżewski skopiował dokumentację Głównego Urzędu Kontroli Prasy i wywiózł ją za granicę ujawniając metody działania cenzury w PRL.


Dla upamiętnienia tego zdarzenia zespół Elektryczne Gitary opracował utwór "5:55" mający upamiętnić to niezwykłe wydarzenie.



Prezentację multimedialna wykorzystana podczas wykładu Pani Moniki Bortlik-Dźwierzyńskiej "Uciekinierzy z PRL-u" (IPN i zespół Elektryczne Gitary wyraził zgodę na jej udostępnienie).

  Na posumowanie nasuwa się smutna refleksja. Ludzie żyjący pod reżimem komunistycznym pragnęli wolności nawet za cenę życia. Bardzo często z narażeniem zdrowia, życia i wolności uciekali w możliwy tylko dla nich sposób, bo pragnęli lepszego świata wolnego od totalitaryzmu. W końcu naszedł ten upragniony czas. W 1989 roku upadł komunizm. Po czasie otworzyły się wrota do Europy. Od tamtego czasu z Polski wyjechało ok 4,5 mln. ludzi w wieku produkcyjnym i najbardziej wykształconych. Niestety ten eksodus trwa dalej. Najbardziej to można  dostrzec w małych miastach i miasteczkach, albo nawet w  dużych ośrodkach, gdzie przemysł został zlikwidowany.
 Czy 500+ rozwiąże wszystkie problemy?
Czas zapewne pokaże. 

Miłej lektury życzę.


Źródła: http://wyborcza.pl/
Sierżant Kępa ucieka na Zachód